Recenzja serialu

Servant (2019)
M. Night Shyamalan
Lisa Brühlmann
Lauren Ambrose
Toby Kebbell

Służka boża?

Bywa, że serial od drugiego sezonu jedzie na jałowym biegu po to, żeby na odcinek czy dwa złapać świetne tempo i są to zrywy znakomite. Kiedy "Servant" odzyskuje oddech, stąpa pewnie i nie
Służka boża?
źródło: materialy promocyjne
Przyjmując, że kościołem Szatana faktycznie jest natura, czym są te filadelfijskie kamienice ciągnące się aż po horyzont, którego nie obejmuje najszerszy nawet kadr? Bo na pewno nie rajem, skoro paszportem do owego odrysowanego od linijki miejskiego biomu są pieniądze. Ale ta wynikająca z wymogu urbanistycznej uniformizacji bezduszność jest jedynie pozorna. Za drzwiami domu Dorothy i Seana, jak za każdymi drzwiami, istnieje jeszcze inny wszechświat, autonomiczny i niezależny, odrębny od tego, co wydarza się za granicą progu. Przynajmniej do czasu.


Po śmierci ich małego dziecka, Jericho, żeby uporać się z traumą i zadbać o stan zdrowia matki stąpającej po granicy nerwowego załamania, Sean godzi się pójść za radą terapeutki i wypróbować alternatywną metodę uporania się z żałobą: i tak na miejscu zmarłego synka pojawia się realistycznie wyglądająca lalka. Do opieki nad gumowym niemowlęciem para zatrudnia przybyszkę znikąd, młodą Leanne. Dziewczyna wydaje się jednak przyciągać wszystko, co niezwykłe i niesamowite, chyba że Turnerowie prześladowani są nieustannie przez rozliczne zbiegi okoliczności i niekończące się przypadki. O tych jednak nie może być już dłużej mowy, kiedy w dziecięcym kojcu znajdują, zamiast dotychczasowego zamiennika, Jericho z krwi i kości.

Można powiedzieć, że "Servant" rozpoczyna się tam, gdzie kończą się filmy M. Nighta Shyamalana – tutaj pełniącego rolę producenta i, okazjonalnie, reżysera – zwykle zwieńczone spektakularnym fikołkiem fabularnym. Mnożą się pytania nie tylko o Leanne, która raz wydaje się być dobrym duszkiem domowego ogniska, a raz diabłem w ludzkiej skórze, ale i o to, co tak naprawdę wydarzyło się tego feralnego dnia, kiedy odszedł Jericho. Pierwszy sezon, na tle kolejnych paranoiczny, gęsty i korzystający obficie z gatunkowego dobrodziejstwa, dostarcza tylko połowicznych odpowiedzi. Pytania są zresztą w tym serialu znacznie ciekawsze niż ewentualne rozwiązania, z czego chyba scenarzyści zdają sobie sprawę, tańcząc wokół nich przez bite cztery lata. Później nie zmieniają się karty, nie zmieniają się gracze, tylko jakby reguły tego pasjansa robią się deczko niejasne. Nadmierne gmatwanie intrygi z rzadka jest jednak wynikiem zmyślności, częściej – zwyczajnego zagubienia, jakby całość pisano na bieżąco, bez ogólnego planu. Udało się jednak z późniejszej gatunkowej niejednorodności i stylistycznych akrobacji uczynić pewien atut, bo tam, gdzie "Servant" nie domaga scenariuszowo, zwykle nadrabia bezczelną dezynwolturą. I choć jednak zdecydowanie najlepszy jest pierwszy sezon, ten spójny i konsekwentny, to nie sposób nie docenić kolejnych, nawet z ich leniwymi niedopowiedzeniami i pourywanymi nitkami fabularnymi, przynajmniej za pokręcony humor.


Bywa, że serial od drugiego sezonu jedzie na jałowym biegu po to, żeby na odcinek czy dwa złapać świetne tempo i są to zrywy znakomite. Kiedy "Servant" odzyskuje oddech, stąpa pewnie i nie próbuje po omacku znaleźć pomysłu, który chwyci, jest chyba jedną z oryginalniejszych produkcji streamingowych ostatnich kilku lat, także na poziomie settingu, formy i portretowania postaci. Rzecz dzieje się bowiem prawie wyłącznie w bogatym domu Turnerów, owym bezpiecznym azylu, gdzie nieszczęście nie miało mieć wstępu, który coraz bardziej zaczyna jednak przypominać labiryntowe, gotyckie zamczysko. Co dzieje się za jego bramami, oglądamy zwykle na ekranie telewizora albo telefonu. Wykorzystanie ograniczonej przestrzeni domu, który z każdym odcinkiem nabiera nieprzyjaznej obcości i odkrywa przed Turnerami kolejne swoje tajemnice, jest tutaj znakomite, głównie dzięki pracy operatorskiej. Chłodne pokoje żywcem wyjęte z żurnala za sprawą Leanne zaczynają się jakby kurczyć, a korytarze – wydłużać.


Dorothy, utalentowana, ambitna i zdeterminowana prezenterka, wyrywa się ze stereotypu cierpiącej matki, to także psychotyczna – z przyczyn niejako oczywistych – manipulantka i narcyzka. Sean, wytrawny szef kuchni, bez reszty oddany jej, kochający mąż, to także egotysta i ciapa. Julian, brat Dorothy, odwiedzający ich niemal codziennie, to lekkoduch i raptus, który jednak ma głowę na karku. Razem stanowią świetny, niepowstrzymany tercet, chcąc chronić się wzajemnie, bo jako jednostki są słabi i krusi. O tym zresztą "Servant" traktuje pomiędzy okultystycznymi romansami z horrorem, psychodelicznymi gagami i iście kryminalnym poszukiwaniem wyjaśnień: o konieczności trzymania się razem niezależnie od okoliczności, o życiu z osobą cierpiącą psychiczne katusze, o odpowiedzialności, poświęceniu i kochaniu nie tylko za coś, ale pomimo czegoś. Leanne jest tutaj katalizatorem refleksji, motorem zmian, ale i źródłem nieludzkiego cierpienia, kimś w rodzaju Gościni z Shyamalanowskiej wersji "Teorematu".

Kim albo czym jest dziewczyna, do samego końca pozostaje sekretem, a twórcy serialu mylą tropy aż do eksplozywnego finału, który jest zbyt pośpieszny, żeby postawić wszystkie kropki i potem je połączyć. Ale może lepiej zostać z dobrymi pytaniami niż z kiepskimi odpowiedziami.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones